niedziela, 25 stycznia 2015

rozdział 8

Przeczytajcie proszę notkę pod rozdziałem, ważne!
×××××××××××

Następnego dnia obudziłam się dość wcześnie, więc szybko wyskoczyłam z łóżka i poszłam wziąć prysznic. Zanim jednak poszłam do łazienki, wyjrzałam na korytarz. Wszystkie drzwi były zamknięte, więc możliwe, że Luke jeszcze śpi, bo normalnie by się tu gdzieś pewnie kręcił.
Po wykąpaniu się i osuszeniu swojego ciała ręcznikiem, przebrałam się w czystą koszulkę, którą dzień wcześniej dał mi blondyn. Przypuszczałam, że to kolejna bluzka chłopaka, ponieważ – ponownie była mi za duża. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, usiadłam na łóżku i wzięłam do ręki swój telefon. Luke był na tyle dobry, że pożyczył mi wczoraj swoją ładowarkę, dzięki czemu w końcu mogłam mieć dostęp do świata zewnętrznego. Włączyłam dotychczas rozładowane urządzenie, a ekran zaświecił się, wyświetlając tekst z powitaniem z mojej sieci. Czekając, aż smartfon uruchomi się do końca, wystukiwałam palcami jakiś rytm, nucąc przy tym jakąś piosenkę. Po chwili jednak telefon zaczął wibrować i wydawać różne dźwięki, co oznaczało przychodzące powiadomienia i wiadomości. Starałam się przykryć głośnik, by nie obudzić Luke’a, którego pokój był naprzeciwko; usiadłam nawet na nim, jednak urządzenie ciągle dzwoniło. Po kilku minutach usłyszałam głośny jęk dochodzący gdzieś z korytarza, co oznaczało, że moje starania poszły na marne.
-Wyłącz to!– krzyknął Luke, waląc w moje drzwi. Szybko się podniosłam i podeszłam do drewnianej powłoki, chcąc przeprosić chłopaka. -Laura, do cholery!
-Przepraszam, to tylko mój tele… - zająknęłam się, kiedy na wysokości moich oczu pojawił się brzuch blondyna. Szybko podniosłam wzrok na jego zaspaną twarz, starając się skupić. –Um, to tylko mój telefon, nie chciałam cię obudzić – mruknęłam pospiesznie.
-Cokolwiek, po prostu to wyłącz i daj mi spać – ziewnął, po czym zmarszczył brwi i odwrócił się na pięcie z zamiarem powrotu do swojej sypialni, jednak w ostatniej chwili się odwrócił. –Oh i Laura?
-Tak, Luke? –mruknęłam.
-Mogłabyś się chociaż raz postarać udawać – powiedział uśmiechając się szeroko i pokazując przy tym swoje białe zęby.
-Udawać co? – spytałam zdezorientowana.
-Że się nie gapisz – szepnął i chcąc być zapewne zabawny, poruszył klika razy w dół i w górę brwiami.
 Jęknęłam i mogłam przysiąc, że moje policzki spłonęły rumieńcem. Chłopak zaśmiał się, kiedy rzuciłam w niego poduszką, oczywiście nie trafiając.
-A skoro już mnie obudziłaś, to możesz w ramach przeprosin zrobić mi śniadanie.
-Chyba śnisz.
-O tobie? Zawsze – mrugnął do mnie, oblizując wargi. Chwyciłam następną poduszkę, chcąc ponownie rzucić czymś w tego idiotę, ale stwierdziłam, że szkoda mi kolejnej. Opadłam na łóżko i nadal trzymając materiał w dłoni, przykryłam nim moją czerwoną twarz, po czym warknęłam z frustracji.

Kiedy w końcu postanowiłam wyjść mojego pokoju, ruszyłam wzdłuż korytarza w celu znalezienia kuchni i zrobienia sobie czegoś do jedzenia. Nie pamiętałam jeszcze dokładnie rozmieszczenia pokoi, więc modliłam się w duchu, bym dobrze trafiła. Byłam tu od dwóch czy może trzech dni? W każdym razie, jedyne miejsca, w których przebywałam, to łazienka, mój pokój i garaż. Kuchnię mijałam tylko raz, bo jedzenie przynosił mi zazwyczaj Calum, którego zdążyłam przez ten krótki czas trochę poznać.
Z moich domyśleń, pomieszczenie, do którego starałam się dostać było na końcu korytarza, jednak kiedy tam doszłam, stanęłam pomiędzy parą drzwi. Lewo czy prawo? Postanowiłam zaryzykować i pchnęłam te po prawej. Powłoka ustąpiła, a ja westchnęłam cicho, że udało mi się trafić do właściwego pokoju.
Zaczęłam przeszukiwać szafki, chcąc znaleźć coś, co nadawałoby się do zjedzenia. W lodówce paliło się same światło. Teoretycznie była pełna, ale nie miałam na żadną z tych rzeczy ochoty. Ostatecznie wyciągnęłam trochę masła i jajka. W jednej z szafek znalazłam szklanki, półmiski i inne naczynia. Wyciągnęłam mały talerz i podłączyłam toster, a następnie rozbiłam jajka na patelnię. Włączyłam małe radio, które stało przy oknie, a z głośników zaczęła lecieć cicho jakaś piosenka. Zrobiłam głośniej i wróciłam do mojej jajecznicy. Nałożyłam ją na talerz i omal go nie wypuściłam, kiedy odwróciłam się i zobaczyłam Luke’a w drzwiach.
-Masz gościa – mruknął i wszedł do kuchni, zabierając po drodze z moich rąk talerz z jedzeniem.
-Hej, to moje!
-Już nie – zaśmiał się i usiadł przy stole delektując się moim śniadaniem. Sapnęłam, a po chwili usłyszałam dziewczęcy śmiech.
-Carly! – krzyknęłam i automatycznie wyciągnęłam ramiona, chcąc ją przytulić. Mimo tego, że potrafiła mnie doprowadzić do szału jednym słowem, tęskniłam za dziewczyną. Carly uciekła z piskiem, marudząc coś, że nie chce być zduszona przez moje dziwne czułości. Kto by zresztą pomyślał, że będę się do niej dobrowolnie chciała przytulić, pewnie sama bym w takim momencie uciekła.
-To ja lepiej zostawię was same – oznajmił Luke, ulatniając się z kuchni. Po drodze do wyjścia przeszedł koło mnie, ciągnąc w dół moją, a właściwie jego koszulkę i odwracając się do mnie, mrugnął jednym okiem.
-No, no – zagwizdała Doyle, unosząc brwi. –Jeden odchodzi, a drugiego już owinęłaś sobie wokół palca. Nieźle.
-Co? Nie wiem o co ci chodzi – bąknęłam cicho, zaczesując włosy za ucho. Sprzątnęłam brudny talerz po moim śniadaniu, które ukradł mi Luke i oparłam się o szafkę, twarzą zwróconą do brunetki.
-Co tam masz? – spytałam, wskazując na torbę, trzymaną przez Doyle.
-Pomyślałam, że przyda ci się kilka zwykłych i bardziej… kobiecych ubrań, więc wzięłam je kiedy nie było w domu… - spojrzała na mnie niepewnie, ale zaraz ukryła to uśmiechem.
-Um, tak, dzięki. Przyda się w końcu założyć swoje ubrania. Kosmetyki też zabrałaś?
-Mhm, wszystkie są w drugiej torbie, którą zabrał ode mnie ten słodki, ciemnowłosy chłopak – brunetka zachichotała jak mała dziewczynka, a ja spojrzałam na nią ze śmiechem.
-Calum? Nie mówisz chyba poważnie, że on… - zamilkłam na chwilę, napotykając mordercze spojrzenie Carly. –Nie, błagam nie! Dlaczego mnie tak karzesz?! – krzyknęłam żartobliwie, a przyjaciółka parsknęła śmiechem, chwyciła mnie pod ramię i wyprowadziła z kuchni.

Luke

Zapukałem do drzwi pokoju, w którym była Laura i schowałem ręce do kieszeni, czekając aż otworzy.
-Masz ochotę się przejść? – spytałem, gdy dziewczyna stanęła przede mną.
-Daj mi pięć minut – powiedziała z uśmiechem i z powrotem zamknęła się w pokoju. Brunetka wyszła z niego dopiero po 20 minutach, w pełni ubrana, uwaga - w swoje ubrania. Przygryzłem wargę i nic nie mówiąc, ruszyłem przed siebie, mając nadzieję, że Laura załapie i pójdzie za mną. Już po chwili dziewczyna zrównała się ze mną i razem wyszliśmy przed dom, po czym ruszyliśmy do garażu.
-Ponoć mieliśmy gdzieś iść? – pisnęła, nadal nie mogąc oprzeć się widokowi tylu samochodów.
-Nie powiesz mi, że nie cieszysz się na przejażdżkę – spojrzałem na nią i widząc szeroki uśmiech na jej twarzy, wiedziałem, że aż ją pali, żeby wsiąść do któregoś z pojazdów. Rzuciłem jej kluczyki i kiedy spojrzała na mnie z niedowierzeniem, wskazałem głową na czerwone auto.
-Naprawdę pozwalasz mi prowadzić?
-No chyba, że nie… - nie zdążyłem dokończyć, bo usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi samochodu, który rozniósł się echem po garażu. Zaśmiałem się z dziewczyny, widząc jak bardzo jest podekscytowana i w obawie, że odjedzie beze mnie, zająłem szybko miejsce pasażera.

Szliśmy obok siebie, powoli zbliżając się do małej plaży przy jeziorze. Chciałem zabrać tu Laurę, bo stwierdziłem, że będzie tu mogła odpocząć, zrelaksować się i zapomnieć o wszystkich wydarzeniach chociaż na chwilę. Spojrzałem na o wiele niższą ode mnie dziewczynę, stwierdzając, że mój plan się chyba udał. Na twarzy ciemnowłosej błąkał się mały uśmiech, przez co sam miałam ochotę się uśmiechnąć.
Laura odwróciła twarz w moim kierunku, wyczuwając prawdopodobnie, że na nią patrzę. Na jej włosy padały ostatnie promienie słoneczne, nadając im żywszego koloru.
-To… skąd wzięło się twoje zainteresowanie samochodami? – spytałem, ale zaraz zerknąłem na Laurę, chcąc widzieć jej reakcję. W końcu dzisiaj miała zapomnieć o wszystkim, a ja robiłem coś zupełnie przeciwnego. Brunetka jednak uśmiechnęła się lekko i nie wydawało się, żeby przeszkadzało jej to pytanie.
-Tak właściwie, to nie wiem. Zaczęło się jak miałam z sześć, może siedem lat, a mój tata naprawiał nasze stare Volvo. Kręciłam się mu pomiędzy nogami, więc kiedy ostatecznie miał dość przeszkadzania, wziął mnie na ręce i posadził obok siebie. Ponoć siedziałam i wpatrywałam się w niego jak zaczarowana, kiedy pracował – powiedziała. Starałem się wyobrazić ją jako małą dziewczynkę z bujnymi loczkami, kręcącą się w garażu, a na samą myśl zachciało mi się śmiać.
-Musiałaś być naprawdę denerwującym… to znaczy słodkim dzieckiem – poprawiłem się szybko, gdy zobaczyłem jej mordercze spojrzenie.
-Wiem to – zaśmiała się, patrząc na oddalony od nas o kilka kilometrów las, gdzie słońce zaczęło powoli znikać. –A co z tobą? Pewnie nawet jak byłeś mały, siadałeś do małych, plastikowych samochodzików i się ścigałeś, prawda? Kto był twoim największym wrogiem? Chiuaua sąsiadów?
-Bardzo śmieszne. Nie, właściwie, to… - nie zdążyłem dokończyć, bo przerwał mi czyjś głośny krzyk. Spojrzałem na Laurę z niepokojem. Widząc, że ona też marszczy brwi w konsternacji, zacząłem kierować swoje kroki w kierunku skąd wcześniej ktoś krzyknął. Dotarliśmy na małą plażę przy jeziorze, a zachodzące słońce oświetliło je, powodując, że tafla wody lekko połyskiwała. Zmarszczyłem brwi, widząc tylko jakąś dziewczynę, stojącą na brzegu i pokazującą coś w wodzie.  Odwróciłem się do Laury, upewniając się czy jest tuż za mną. Widząc, że Reed jest niedaleko mnie, podszedłem do dziewczyny.
-Coś się stało? – starałem się mówić spokojnie, jednak nie wiem czy mi wyszło, bo blondynka spojrzała najpierw na mnie przerażonym wzrokiem, a potem cofnęła się gwałtownie.
-Tam – szepnęła, wskazując jezioro. Na początku nie zauważyłem nic podejrzanego. Zwykłe fale, które moczyły piasek na brzegu, wyrzucając czasem jakieś kamyki i glony. Potem jednak coś się pojawiło. Unosiło się na wodzie, zaraz obok małego pomostu. Nim zdążyłem się zastanowić, co to mogło być, ktoś rzucił się do wody. Po kilku sekundach mężczyzna wyszedł na brzeg, niosąc coś na rękach. Nie widziałem dokładnie co się stało, bo przez tą krótką chwilę zdążyło zebrać się kilku gapiów, którzy zasłonili mi cały widok. Podszedłem bliżej i już chciałem przepchnąć się do przodu, kiedy poczułem delikatne szarpnięcie za rękaw.
-Co się dzieje?
-Nie wiem – odparłem i zerknąłem komuś przez ramię, próbując się równocześnie przepchnąć przez stojących tu ludzi. Zmarszczyłem brwi, kiedy zauważyłem czyjeś ciało leżące na piasku. Dziewczyna ubrana była w sukienkę w kwiatki i mógłbym przysiąc, że gdzieś już podobną widziałem. Jej mokre włosy zasłoniły twarz, więc nie poznałem jej od razu.
-Nie żyje – usłyszałem szept mężczyzny, który wyciągnął wcześniej Carly z wody. Gdzieś z mojej prawej strony usłyszałem czyjś szloch, ktoś inny opuścił rękę, w której trzymał telefon. Zapewnie dzwonił po pogotowie, które niestety już nie mogło pomóc. Zacząłem rozglądać się za Laurą, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że ona nadal tu gdzieś jest i zapewne wszystko widziała. Kiedy zauważyłem ją w tym małym tłumie, jej twarz wyglądała jakby coś się w niej zapadało, oczy straciły cały blask, wyrażając jedynie głęboki smutek, żal i ból, a po uśmiechu nie było śladu. Podbiegła do mnie i wtuliła się w moją koszulkę, którą po chwili zmoczyły jej łzy. Przycisnąłem ją do siebie jakbym nigdy już miał jej nie puścić. Wiedziałem jak to jest stracić kogoś bliskiego i nie chciałem, żeby została w takiej chwili sama. Wplatając palce w jej włosy, zacząłem głaskać ją po głowie, tak jak kiedyś robiła moja mama. Oparłem brodę na czubku jej głowy i spojrzałem przed siebie. Ludzie zaczęli się rozchodzić, rozmawiając o tragicznym losie tej dziewczyny, wymyślając jakieś historyjki, że na pewno musiała przedawkować czy coś w tym stylu. Ja jednak miałem złe przeczucie, które potwierdziło się, kiedy podniosłem wzrok. Niedaleko nas, poza małym tłumem rozchodzących się ludzi, stała około dwudziestoletnia dziewczyna, a na jej twarzy uformował się szyderczy uśmiech.
×××××××××××
Nie wiem nawet od czego zacząć, bo mam Wam tyle do powiedzenia… więc może na początek coś dobrego i Wam po prostu podziękuję.
Jestem naprawdę wdzięczna za wszystko - ponad 16K wyświetleń, ponad 900 gwiazdek i prawie 100 komentarzy, jesteście niesamowici! Naprawdę wiele to dla mnie znaczy, bo nigdy nie wyobrażałam sobie w ogóle, że moje prace będzie czytało aż tyle osób i że komuś się to w ogóle spodoba! Także dziękuję wszystkim, którzy w ogóle tutaj weszli i poświęcili swój czas, żeby przeczytać te kilka rozdziałów, dać gwiazdkę czy komentarz.

Teraz czas na tą gorszą część.
Jestem na siebie zła, bo po raz kolejny zastanawiam się czy nie usunąć, albo przynajmniej zawiesić na jakiś czas Distress. Myślałam, że uda mi się chociaż dokończyć jedno fanfiction, które zaczęłam pisać, bo zazwyczaj usuwałam je po 4-5 rozdziale. Tutaj udało mi się wytrzymać dłużej, ale jak widać i tak coś poszło nie tak. Zaczynając pisać Distress miałam pomysł na kilka pierwszych rozdziałów, więc nie pomyślałam co z resztą. Nie miałam pomysłu na przynajmniej jakąś ogólną fabułę, co ma się dziać później, o czym chcę pisać. Teraz mam wrażenie, że każdy rozdział był gorszy od poprzedniego i kiedy chcę napisać kolejny, zwlekam z tym, bo albo nie mam czasu, albo po prostu chęci i muszę się zmuszać do sklejenia jakiegokolwiek zdania, bo pomysłów brak. Z jednej strony nie chcę usuwać tego ff, bo lubię czytać wasze komentarze, reakcje na rozdział etc, ale hm, patrząc na to ogólnie – przez niecały rok napisałam tylko te 8 rozdziałów, co jest jakąś katastrofą. Napiszcie mi co o tym sądzicie, bo nie wiem co mam robić. Tymczasem – miłego dnia, nocy czy kiedy to tam czytacie x 

poniedziałek, 29 grudnia 2014

rozdział 7

-Zabierzcie ją stąd – mruknął Luke do chłopaków stojących obok, a ci kiwnęli głowami. 
-Zostaję – powiedziałam ze złością, wiedząc, że chodzi mu o mnie, ale nie zrobiło to wrażenia na blondynie. Stał nieporuszony, wpatrując się w zbliżającego się Jason’a – człowieka, który kiedyś był dla mnie tak bliski, a teraz był… no właśnie kim? Wrogiem? Byłym? Potworem? W każdym bądź razie nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, ale wiedziałam, że nie zostawię z nim Luke’a. Bałam się. Najzwyczajniej na świecie bałam się, że chłopak zrobi coś głupiego, czego później będzie żałował.
-Ashton – wysyczał przez zaciśnięte zęby coraz bardziej zdenerwowany Luke.
-Chodź – szepnął chłopak stojący obok mnie, delikatnie pociągając mnie za ramię.
-Nie! Mówiłam już, że nigdzie się stąd nie ruszam! – miałam ochotę tupnąć nogą jak mała dziewczynka, bo nikt nie zwracał uwagi na to czego ja chcę - wystarczyło jedno polecenie Luke’a, a jego psy robiły co tylko chciał – bo tak bym to nazwała. Psy, które były na każde wezwanie blondyna i robiące wszystko co im każe bez żadnego sprzeciwu.
Jednak kiedy chłopak odwrócił się w moim kierunku, popatrzył na mnie takim wzrokiem, że bałam się sprzeciwiać. Niechętnie poszłam za Ashtonem, zauważając, że idzie koło mnie także chłopak z pomarańczowymi włosami, a Calum zostaje przy Luke’u. 
Przeniosłam wzrok na Jason’a, dopiero teraz przypominając sobie o jego obecności, a na twarz wstąpił grymas bólu. Nie zapomniałam o tym co mi zrobił. Nie, co to, to nie. Wręcz czułam pieczenie policzka na samo wspomnienie. 
Szybko odwróciłam wzrok, kiedy Ashton odchrząknął. 
-A więc wybierasz tego chuja, zamiast mnie? – zacisnęłam oczy i wbiłam paznokcie w dłoń, by się nie rozpłakać. Nie chciałam pokazywać jak bardzo to wszystko mnie boli. Jak trudna dla mnie jest ta sytuacja. Było mi po prostu źle. Mimo że wiedziałam, że brunet wyrządził mi krzywdę i nigdy nie będę mu w stanie tego wybaczyć, to jakaś część mnie chciałaby cofnąć czas i nigdy nie poznać Luke’a, nigdy nie iść na ten wyścig i nigdy nie zostawić Jason’a – ale czy to by coś dało? Z Jasonem było mi  dobrze, myślałam, że mnie kocha, jednak jak się okazało, to wszystko było jednym wielkim błędem. Teraz przynajmniej mogłam zacząć od nowa, bez kłamstw, bez tego wszystkiego. No, przynajmniej chciałam spróbować. 
-Zajebiście! Zobaczymy do kogo przyjdziesz, kiedy dowiesz się co zrobił i kim tak naprawdę jest! – jego krzyk rozniósł się echem po mojej głowie. Jeszcze mocniej wbiłam paznokcie w zamkniętą dłoń i nie odwracając się więcej, weszłam z westchnieniem do samochodu, by Ashton mógł mnie odwieźć do domu. 

~*~

Minęła już kolejna godzina, a ja nadal siedziałam zamknięta, samotna i cicha w pokoju, który był tymczasowo mój. Po wejściu do domu, skierowałam się od razu tutaj, nie odzywając się słowem do Ashtona. Chłopak najwyraźniej też nie miał ochoty się odzywać albo po prostu nie wiedział co powiedzieć, więc zostawił mnie w spokoju. Słyszałam tylko jak krząta się po domu i rozmawia cicho z chłopakiem z pomarańczowymi włosami, ale żaden z nich nie przyszedł do mnie, więc mogłam spokojnie pomyśleć. Przynajmniej próbowałam, bo w głowie miałam miliony myśli i nie wiedziałam czego chwycić się najpierw. O co chodziło Jasonowi? Co się teraz działo z Lukiem? Czy nic mu nie jest? Po co Jason właściwie tu przyjechał? I co…
Moje myśli przerwał odgłos otwieranych drzwi. Automatycznie odwróciłam głowę w celu sprawdzenia kto przyszedł i mogłabym przysiąc, że na mojej twarzy odmalował się szok, gdy zobaczyłam w jakim stanie jest chłopak opierający się o framugę. 
-O mój Boże, nic ci nie jest? - podbiegłam do Luke'a dotykając rozciętej wargi i lekko wygiętego kolczyka, na co tylko syknął w odpowiedzi i spojrzał na mnie z politowaniem. Przeszedł koło mnie i usiadł na moim łóżku. Bawił się przez chwilę swoimi palcami, więc starałam się nie zasypać go pytaniami. Z własnego doświadczenia wiedziałam, że musi coś przemyśleć lub boi się odezwać. Usiadłam koło niego i wsłuchiwałam się w jego niespokojny oddech. 
-Wszystko w porządku? – spytał cicho, a ja miałam ochotę się roześmiać. 
-Pytasz mnie, czy ze mną wszystko w porządku? – popatrzyłam w jego niebieskie oczy, które straciły swój cały blask. Luke pokiwał tylko głową i lekko się uśmiechnął. –Cóż, nie wiem, ale czy kiedykolwiek coś było w porządku? – mruknęłam.  Powiodłam wzrokiem na ścianę przed nami i zamyśliłam się na moment, więc nie poczułam od razu ciepłego dotyku na skórze. Przez moją rękę przeszedł prąd, gdy Luke zacisnął na niej lekko swoje palce. Drgnęłam i szybko wstałam z łóżka odsuwając się na bezpieczną odległość. Kiedy kątem oka zobaczyłam, że chłopak się podnosi, machnęłam dłonią, wciąż ciepłą od jego dotyku, więc szybko schowałam ją do kieszeni spodni, chcąc pozbyć się tego dziwnego uczucia. 
-Jest okej – mruknęłam, mimo wszystko zdziwiona tą nagłą czułością ze strony blondyna. Zaczęłam chodzić po pokoju w tam i z powrotem, aż do głowy wpadła mi pewna myśl, a dokładniej pewne pytanie. Zatrzymałam się gwałtownie i spojrzałam na zgarbionego blondyna, nadal siedzącego na łóżku. Poza rozwaloną wargą, przez naderwany kolczyk, rozciętym policzkiem i zaschniętą krwią pod nosem, przypuszczałam, że chłopak jest obolały i ma także inne rany na ciele, niewidoczne teraz dla mojego oka. 
-Dlaczego się nie broniłeś? Dlaczego nawet nie próbowałeś mu oddać, albo wykonać jakikolwiek ruch? Tym razem oczekuję, że powiesz mi prawdę, bo mam dosyć kłamstw, czy raniących mnie ludzi – z początku odpowiedziała mi cisza, która doprowadzała mnie do szału. Zastanawiało mnie, dlaczego jest w takim stanie, bo dobrze wiedziałam, że gdyby chciał, to wyszedł by z tego wszystkiego bez szwanku, tymczasem był w opłakanym stanie.
-Zrobiłem to dla ciebie – szepnął w końcu, a na jego twarzy zagościł mały uśmiech.
-Dla mnie? Niby dlaczego? – spytałam zdziwiona.
-Być może nie chciałem, żebyś pomyślała o mnie gorzej niż myślisz teraz – znów szepnął, tak, że musiałam się wysilić, żeby cokolwiek usłyszeć. Kiedy podniosłam wzrok na blondyna, zauważyłam, że już się nie uśmiechał, a z jego oczu bił smutek. Twarz jednak pozostała nieruchoma, obojętna na wszystko.

______________________________________
Rozdział krótki i przejściowy, tak jak wspomniałam wcześniej. Ciężko mi było go napisać, z początku nie miałam na niego w ogóle pomysłu, dlatego wyszło mi z tego co wyszło. Nie jestem z niego zadowolona, ale mogę obiecać, że w rozdziale 8 będzie mała "niespodzianka" na końcu i już nie mogę się doczekać waszej reakcji haha.